niedziela, 28 września 2014

Lawendowe pudełeczko na kredki

Na koniec dnia dzisiejszego pokażę Wam jeszcze zdjęcie ozdobionego już jakiś czas temu, drewnianego pudełka na kredki - i nie tylko :)
Pudełeczko ozdobione jest moim wzorem podstawowym opisany w poście o chusteczniku i świecznikach. W skrócie: pastelowa orchidea DULUX, serwetki lawendowe na MAGIC, lakier Flugger x2.
I gotowe - teraz tylko trzeba kupić kredki.

"Zamyślona" szkatułka Vintage

Od dawna miałam ochotę zrobić szkatułkę w stylu Vintage, ale - zwyczajnie - nie miałam szkatułki.

Kupioną wreszcie szkatułkę pomalowałam na szaro i na różowo. Na wieczku standardową metodą żelazkową przyprasowałam serwetkę, a na różowych bokach zrobiłam szare wzory z szablonów.
Żeby nie było smutno, to w środku przykleiłam drewniane serduszko ozdobione podobnie jak moje podkładki pod kubek z tym, że na polakierowanej powierzchni zrobiłam patyczkiem kosmetycznym miętowe kropeczki.
Teraz możecie już zobaczyć efekt, jaki uzyskałam:
 
 




Słodziaste podkładki pod kubek


Większość rzeczy, które ostatnio robiłam była w stylu vintage dlatego, że zrobiłam zapas chusteczek w tym stylu :)

Drewniane podkładki pod kubki nie wymagały wiele pracy.
Pomalowałam je szarą farbą Flugger i kiedy wyschła pokryłam jedną warstwą rozwodnionego kleju Magic. Na mokry klej przyłożyłam wydarty z serwetki obrazek, po wierzchu potapowałam go gąbeczką do makijażu. Próbowałam wielu metod naklejania serwetek, ale najbardziej mi odpowiada metoda z rozwodnionym klejem Magic i tapowanie po wierzchu gąbeczką. Wówczas nie muszę się martwić, że po wyschnięciu pozostaną jakieś ogromniaste zmarszczki na serwetce.
Kiedy serwetka wyschła, zrobiłam zdobienia przy użyciu szablonów. Kolor farby - miętowy pomieszany z turkusowym i nutką pastelowej orchidei.
I jak zawsze na koniec - dwie warstwy lakieru Flugger półmat.


Jak Wam się podoba ?

Chustecznik Vintage

Troszkę zaniedbałam swoje blogowe obowiązki, ale tylko dlatego, że cały swój wolny czas przeznaczałam na malowanie i tworzenie kolejnych, wyjątkowych przedmiotów. A żeby tego było mało to gdzieś pomiędzy malowanie zatrzepało się przeziębienie ;)

Wracając do malowania, to jestem bardzo dumna z chustecznika vintage, który niedawno zrobiłam.



Po kolei:
1. Na początek drewniany chustecznik pomalowałam na brzegach farbą akrylową w kolorze gorzkiej czekolady. Kiedy farba wyschła pomalowane brzegi przetarłam świeczką.
2. Na talerzyku wymieszałam sobie odpowiedni kolor farby. Żeby było ciekawej, nie stworzyłam jednolitego koloru (dokładnie wymieszanego), ale po troszkę dodałam pastelowej orchidei, szarej farby i turkusowej. Otrzymaną mieszanką farb pomalowałam chustecznik gąbką do makijażu wzdłuż, jednolitymi pociągnięciami, bez odrywania gąbki od malowanej powierzchni. Chodziło o to, aby gdzieś tam przełamywał się ten kremowy, turkusowy i szary.
3. Po wyschnięciu farby boki chustecznika, tak gdzie były świecowane przetarłam papierem ściernym o ziarnistości 80.
4. Dzewczynkę wycięłam z papieru do decoupage. Miejsce, gdzie miała zostać naklejona pomalowałam klejem Magic, papier namoczyłam, odsączyłam ręczniczkiem papierowym i również pomalowałam klejem (od wewnątrz - czyli nie po obrazku). Przy użyciu koszulki na dokumenty nałożyłam obrazek na powierzchnię chustecznika pokrytą klejem i przez koszulkę dokładnie wyrównałam.
5. Kiedy obrazek był suchy, dla zatarcia granicy pomiędzy nim, a chustcznikiem, użyłam tej samej mieszanki farby, co do pomalowania chustecznika z tym, że farbę wymieszałam wcześniej z opóźniaczem do farb akrylowych


6. Na koniec, aby boki nie pozostały puste, delikatnym, fioletowym kolorem farby i gąbeczką zrobiłam wzory z szablonów.


7. I oczywiście dwukrotne lakierowanie lakierem półmat Flugger.

wtorek, 16 września 2014

Anielskie świeczniki i pudełko

Gdyby ktoś jeszcze nie wiedział to Polska wygrała kilkanaście minut temu mecz z Brazylią 3:2!!!
AVE WLAZŁY powinni dzisiaj zaśpiewać kibice :)

W związku z tym, że posty na moim blogu pojawiają się w godzinach wieczornych, to zawsze są pisane w łóżku, z laptopem na kolanach. Ostatnio właśnie w takiej pozycji zasypiam. Potencjalny mąż nie byłby zachwycony.
Dążąc do sedna - na bieliźniarce naprzeciwko mojego łóżka stoi 7 aniołów, które codziennie widzę przed zaśnięciem - uwielbiam anioły. To właśnie ten widok zainspirował mnie do pokazania Wam kompletu świeczników oraz pudełka na drobiazgi ozdobionych aniołami Santiego.


Jeśli chodzi o szczegółowy proces ich wykonania, to napiszę w skrócie, ponieważ większość z tych metod już opisywałam wcześniej - klikając na odnośniki traficie do postów z dokładnym opisem.
Na początek jak się na pewno domyślacie pomalowałam wszystko farbą DULUX Pastelowa orchidea.
Ścianki świeczników oraz pudełeczka pomalowałam klejem MAGIC i pozostawiłam do wyschnięcia. Zarówno na świecznikach, jak i na pudełku metodą "na żelazko" przykleiłam serwetki. Na świecznikach starałam się nakleić serwetki tak, aby zrobić z nich puzzle.
Serwetki polakierowałam lakierem Flugger półmat.
Dolny frez na pudełeczku pomalowałam zmieszanym przeze mnie, nieokreślonym kolorem farby (beżowy pigment, szara farba oraz troszkę pastelowej orchidei).
Pokrywkę zrobiłam troszkę inaczej. Nie chciałam, żeby było naciaplane aniołów i namalowałam wzdłuż, przy użyciu taśmy malarskiej, trzy paski wspomnianą wcześniej farbą nieokreśloną. Kiedy farba dokładnie wyschła zerwałam taśmę i brzegi tych nieokreślonych pasków ozdobiłam paseczkami wykonanymi przy użyciu perełek w płynie w kolorze złotym :


Rączkę pomalowałam złotą farbą akrylową. Dodatkowo odrobiną tejże farby na niezastąpionym narzędziu do malowania (paluszku) przejechałam dolny frez pomalowany "nieokreślono". Przykrywki nie lakierowałam.

I aniołki gotowe!

poniedziałek, 15 września 2014

Stary zegar po renowacji

Wczoraj pisałam, że w czasie weekendu przeprowadziłam renowację zegara. Ale po kolei ....
Zegar pierwotnie był pokryty fornirem (tak to się mówi?) i aby go nie niszczyć, przeszlifowałam zegar papierem ściernym 240 przy użyciu szlifierki oscylacyjnej na najniższych obrotach. Efekt widać na zdjeciu:


Tak przygotowaną powierzchnię trzykrotnie pokryłam (w środku i na zewnątrz) bejcą do drewna COLORIT w kolorze TEAK. Oczywiście kolejne warstwy bejcy nakładałam po wyschnięciu poprzedniej.
Po uzyskaniu zadowalającego odcienia drewna, bawełnianą szmatką nałożyłam ciemny wosk do drewna firmy STARWAX. Lubię używać tego produktu nie tylko ze względu na dużą wydajność i skuteczność, ale też ze względu na zapach.
Po nałożeniu pierwszej wartstwy wosku położyłam się spać, ponieważ wosk - podobnie jak bejca - również musi przeschnąć przed nałożeniem kolejnej warstwy.
Kiedy wróciłam dzisiaj z pracy wtarłam jeszcze dokładniej drugą wartstwę wosku i troszkę wypolerowałam bawełnianą szmatką. Poplamioną olejem tarczę umyłam delikatnie płynem Meglio. Na szcęście w porę się zorientwałam, bo niewiele brakowało, a w tej delikatności mycia zmyłabym cyfry na tarczy. Wahadło również zostało zabejcowane i oczyszczone.Sama nie umiem go zawiesić, a wolę nie kombinować i poczekać na tatę :)   
 

 
Na dzisiaj to już wszystko.
Życzę Wam samych sympatycznych senków,
Firletka :)
 


niedziela, 14 września 2014

Cukierkowo - mydełkowo

Witajcie!
Pomimo, że to był bardzo pracowity weekend, to i tak jest mi smutno, że już się kończy i za kilka minut znowu będziemy mieli poniedziałek.
W ciągu tych dwóch dni zrobiłam więcej rzeczy niż w ciągu ostatnich dwóch tygodni.
Przede wszystkim oczyściłam ze starych warstw farby i wyszlifowałam dwie szafki, krzesełko i stary zegar. Szafki i krzesełko czekają na pomalowanie, a zegar właśnie "przegryza się" z drugą warstwą nałożonego wosku, więc jutro będę mogła go powiesić i zrobić dla Was zdjęcie :)

Ale żeby nie tracić kolejnego dnia i nie pokazać czegoś, co zrobiłam, przedstawiam na koniec łykendu mydełka ozdobione techniką decoupage.



Jeśli chodzi o mydełka, to staram się wybierać te, które nie mają mocno wyciętych (wygrawerowanych) napisów, czy też logo producenta. Delikatnym wycięciom można jeszcze zaradzić i papierem ściernym 120 zetrzeć napisy. Radzę robić to nad wanną lub umywalką, bo bardzo się brudzi.
Za każdym razem, kiedy to robię myślę o mojej córce, która ubielbia, kocha trzeć mydełka na tarce (zwykłej kuchennej). Jutro opowiem Wam i pokażę, co dalej z nimi robi.
A teraz dalej decoupage mydełkowy:
Górną część mydła, kiedy jest już gładka, maluję klejem MAGIC i pozostawiam do wyschnięcia. Następnie tak jak w każdym decoupage maluję ponownie klejem, naklejam wycięty element serwetki lub naklejam namoczony wcześniej papier do decoupage i ponownie pozostawiam do wyschnięcia. Na koniec nakładam jeszcze jedną warstwę kleju. Po całkowitym wyschnięciu mydełek klej będzie bardzo delikatnie lepiący, więc nie martwcie sie, że coś poszło nie tak. A gdyby już coś poszło nie tak, to zwyczajnie oderwijcie zaschniętą warstwę kleju - z obrazkiem lub bez. Klej będzie się zachowywał jak silikon, guma. Nie próbujcie mydlić mydła i czekać, aż wzór zejdzie, bo nie powinien on zejść pomimo używania, a nie ma sensu mydła niszczyć i drapać. W trakcie mycia mydło będzie zmydlało się od spodu, a wierzchnia, zamalowana część powinna się utrzymać.
Teraz tylko wystarczy zapakować mydełka w celafon, zawiązać kokardki i cukierkowe mydełka gotowe!
 
 
Te zrobiłam już jakiś czas temu. Z nowszych te najładniejsze sprzedały się na Jarmarkach jak świeże bułeczki.
Powolutku, pocichutko, niedługo pojawią się nowe. Czeka już na mnie karton zapakowanych, najróżniejszych, pachnących mydełek.
 
Do następnego weekendu zostało już tylko 5 dni. Wiki w piątek wyjeżdża na wycieczkę Zuchową i wraca w niedzielę, więc będę miała dużo czasu na malowanie i ozdabianie wszystkiego, co wpadnie mi w ręce.
 
Dobrej nocki :)

piątek, 12 września 2014

Wspomnienia z Jarmarku


Jednak trzeba być wytrwałym, bo Daniel z Jarmarku Tkaczy, o którym pisałam wcześniej (i o Danielu i o Jarmarku) odezwał się i wysłał zdjęcia. Zdjęcia są profesjonalne i dużo piękniejsze niż te, którymi ja Was raczę na co dzień. Jestem pod wrażeniem ich urody i naprawdę nie mogę się napatrzeć. Prace moje i Bożej Krówki są jednak stworzone do takich sesji.
Ale w końcu.... Jak coś jest piękne ......
Zresztą zobaczcie i sami oceńcie :)

 
 
 
I jak wspominałam wcześniej, były też piękne bombki Agnieszki i karteczki Kasi:
 
 



Dzisiaj muszę iść już spać, bo o 7 rano Wiki jedzie na "Start Zuchowy", ale obiecuję, że jutro zamieszczę zdjęcia moich prac. Przecież wiem jak na to czekacie ;)

A więc Słodziaki
Buziaki i dobranoc,
Firletka

czwartek, 11 września 2014

Szkatułka na najskrytsze marzenia

Skoro wczoraj zdecydowałam się pochwalić tacą, to dzisiaj nieodzwona jest drewniana szkatułka, do ozdobienia której użyłam także serwetki z lawendowym sercem. Różnica polega jednak na tym, że w przypadku szkatułki nie męczyłam się i nie wycięłam wzoru. Przykleiłam całą serwetkę :)


Na początku całą szkatułkę pomalowałam bejcą do drewna COLORIT w kolorze TEAK.
Następnie świeczką natarłam boki kasetki ze szczególnym uwzględnieniem wszystkich krawędzi. Wieczko pozostało niewoskowane. Całość szkatułki (w tym surowy do tej pory środek) pomalowałam farbą DULUX Pastelowa Orchidea (oczywiście :).
Kiedy farba wyschła nadszedł czas na postarzanie.
Krawędzie przetarłam lekko papierem ściernym o ziarnistości 60, a nawoskowane boki - papierem ściernym 120.
Wieczko pomalowałam klejem MAGIC i ..... poszłam spać :)
Nazajutrz, po dokładnym wyschnięciu kleju przykleiłam całą serwetkę metodą na żelazko, którą pierwszy raz opisałam w poście o różanym chusteczniku.
I znowu coś mi nie pasowało. Tym razem obawiałam się, że boki mogą być zbyt ubogie, albo, że szkatułka będzie wyglądała, jakbym nie włożyła w nią odpowiedniej ilości pracy.
Po kilku dniach zrobiłam więc groszki w kolorze fioletowym przy użyciu - oczywiście - patyczka kosmetycznego.
Polakierowałam dwa razy lakierem Flugger 50 półpołysk i efekt mnie zadowolił.



Teraz nareszcie mam gdzie przetrzymać moje marzenia.

Miłego dzionka, albo miłej nocki
M.

środa, 10 września 2014

Taca do podania herbatki

Zanim zasnę chciałabym Wam jeszcze pokazać drewnianą tacę ozdobioną techniką decoupage, z której jestem szczególnie dumna i trudno jest mi się z nią rozstać.


Boki tacy pomalowałam fioletową farbą akrylową Flugger, a środek oczywiście pastelową orchideą DULUX. Na środku przykleiłam bardzo dokładnie wycięte z serwetki, lawendowe, serce. I tak taca leżała u mnie na półce kilka tygodni. Nie robiła na mnie wrażenia, a nie miałam pomysłu, jak ją dopieścić.
Pomimo, że lubię prostotę i nie toleruję przesycenia, to wydawało mi się zbyt pusto. Wycięłam jeszcze dwa serca i - przecięte na pół wzdłuż i w poprzek - przykleiłam.
Wewnątrz, przy użyciu patyczka kosmetycznego, zrobiłam kropki farbą DULUX.
Całość pokryłam trzy razy lakierem Flugger 50 półpołysk.
Ostatecznym wykończeniem była biała, bawełniana koronka na zewnętrznej stronie.

Teraz już taca nie leży opuszczona na półce, ale zajmuje centralne miejsce wśród innych moich dekupażowych prac.

Miłej nocki :*

Babeczkowe szaleństwo

Wiktoria zafascynowana obejrzanym filmikiem o ręcznie robionych musujących babeczkach do kąpieli namówiła mnie na własnoręczne wykonanie. Składniki jak na filmiku:
200 g sody oczyszczonej
100 g kwasku cytrynowego 
skrobia, mleko
30 g oliwy
barwnik, aromat
posypka kolorowa

Wymieszałyśmy składniki sypkie, dolałyśmy troszkę mleka i oliwę. Około dwie łyżki masy odłożyłam do innej miseczki. Do pozostałej Wiki dodała spożywczy barwnik w kolorze żółtym i olejek cytrynowy do ciast (nie miałam barwników i aromatów kosmetycznych). Powstałą żółtą mieszankę włożyłyśmy do silikonowych foremek na muffiny i troszkę ugniotłyśmy. Białą część doprawiłyśmy "do zapachu" cukrem waniliowym i położyłyśmy po troszkę na każdej babeczce jako krem. Na koniec Wiki posypała posypką do ciast. Po kilku minutach wyglądało to tak :)  
 

Masa zamiast twardnieć i przyjmować kształt silikonowej foremki zaczęła rosnąć i wykipiała z foremek, których już nawet nie widać, ale daję słowo, że tam są.
Myślę, że mieszanka była zbyt mokra i dlatego soda od razu zaczęła "się pienić". To chyba skutek zbyt dużej ilości oliwy.
Kiedy babeczki przestały już rosnąć, postanowiłam je ratować i zebrałam to, co wykipiało na blat oraz na boki foremek. Ugniotłam w foremkach dużo mocniej niż wcześniej, kremu białego już nie było, ale Wiki i tak posypała je posypką. I po kolenych kilku minutach wyglądało to tak :)

Nie będę już ingerowała w nasze odmładzające, nawilżające, musujące babeczki kąpielowe i odstawiam je do jutra. Tak czy inaczej zabawa była naprawdę przednia.

Może Wam uda się je zrobić za pierwszym razem bez poprawiania ?


wtorek, 9 września 2014

Chustecznik różany z użyciem dwuskładnikowego lakieru do spękań

Żeby nie rozpieszczać Was lawendą pokażę dzisiaj chustecznik różany zrobiony tak, aby nawet w czasie przeziębienia wyciąganie z niego chusteczek było ogromną przyjemnością.
Przecież dobry nastrój sprzyja w walce z chorobą :)

Efekt końcowy jest następujący:



A teraz po kolei:

1. Boki chustecznika okleiłam taśmą malarską i dół (oraz środek chustecznika) pomalowałam bejcą do drewna firmy COLORIT w kolorze różowym (dwie warstwy),

a następnie jedną warstwą półmatowego lakieru akrylowego firmy Flugger.
Lakier dostępny jest w trzech wersjach: 20 półmat, 50 półpołysk, 70 połysk.

2. Kiedy lakier był suchy przekleiłam taśmę tak, aby tym razem malować górę. Użyłam do tego farby DULUX do drewna i metalu w kolorze - oczywiście - pastelowa orchidea. Jedna warstwa wystarczy jeśli całość zamierzamy pokryć serwetką w całości. Poprostu ważne, aby farba była jasna i nie psuła urody serwetki.

3. Kiedy farba wyschła pokryłam ją równą warstwą kleju Magic i pozostawiłam do wyschnięcia - zwyczajnie poszłam spać.

4. Następnego dnia miałam już gotowe podłoże do wykonania prasowanki. Żelazko ustawiłam na troszkę mniej niż dwie kropki, które wszędzie są zalecane, ponieważ przy pierwszym zastosowaniu tej metody przegrzałam klej i serwetkę i skończyło się ich zżółknięciem.

5. Pokryte klejem miejsca obłożyłam serwetką i - po przykryciu papierem do pieczenia - przejechałam kilkakrotnie żelazkiem. Zaczęłam oczywiście od góry, a następnie przeszłam do boków. Sprawdzałam w trakcie prasowania, czy brzegi dobrze się przykleiły. Jeśli tak, to nie ma sensu prasować dłużej "na siłę".

6. Boki, na których pozostało za dużo serwetki i która odstawała, przetarłam zdecydowanie papierem ściernym 120.

7. W tym momencie pokusiłam się na wykończenie części z przyprasowaną serwetką dwuskładnikowym lakierem do spękań firmy pentart.

Po nałożeniu pierwszej, mlecznobiałej warstwy lakieru znowu musimy poczekać kilka godzin do jej wyschnięcia.
UWAGA: nie martwcie się, że - nawet po długim suszeniu - pierwsza warstwa jest lekko lepiąca. Tak ma być, a my możemy pokryć ją drugą warstwą. Teraz znowu czekamy aż wyschnie.

8. Jeśli po nałożeniu obu warstw spękacza nie widzimy powstałych spękań nie trzeba się martwić. Są bardzo delikatne i nie wszystkie zobaczymy gołym okiem, lecz dopiero po użyciu wypełnienia.
Ja sama jeśli nie jestem przekonana co do powstania odpowiednich spękań "suszę" wysuszone już warstwy suszarką do włosów przez ok. minutę. Ciepłe powietrze suszarki sprzyja powstawaniu dodatkowych spękań.

9. Teraz mogę użyć wypełniacza. Zastosuję pastę postarzającą umbra również firmy pentart.
Poza tym, że pasta ładnie wypełnia spękania, to na powierzchni całości pozostaje bardzo delikatna, brązowa powłoka, która nadaje pracy dodatkowy efekt postarzający.

10. Na koniec, dla zatarcia granicy pomiędzy serwetką, a bejcą, przykleiłam klejem polimerowym wokół chustecznika kremową, bawełnianą koronkę.
Aby dokładniej wskazać przód pudełka na chusteczki, dodałam satynową kokardkę.

Efekt zobaczyliście już na początku. Teraz sami możecie spróbować. A gdyby był problem to chętnie odpowiem na pytania.

POWODZENIA :)

niedziela, 7 września 2014

Szczypta lawendy z pastelową orchideą

Nie byłabym sobą, gdybym przez cały ten czas od założenia bloga nie zastanawiała się, które z moich małych dzieł zamieścić jako pierwsze.
Po doświadczeniach "jarmarkowych" wiem już, że na szczycie popularności stoi lavandula potocznie zwana LAWENDĄ :)
Przedstawiam zatem mój lawendowy wzór podstawowy - bez żadnych spękań, odrapań i cieniowań. Będzie się on pojawiał na bardzo wielu pracach. Najprostsza prostota.

Przede wszystkim chustecznik i świeczniki, które wykonałam specjalnie na Komunię mojej córki. Następnym razem dołączę obrączki na serwetki do kompletu :)



Lawendowe serwetki na podłożu w kolorze pastelowej orchidei DULUX. Niestety jakiś miesiąc temu kolor został wycofany ze sprzedaży, więc nie szukajcie go w sklepach. Lada dzień skończą się też moje zapasy i będę musiała sama poszukać zastępstwa.
Nie używam żadnego specjalnego kleju do decoupage i wszystkie moje potrzeby w tym wypadku zaspokaja wszechstronny Magic. Także ulubiony klej mojej córki, którego obie zużywamy MAGICzne ilości :)

Całość kilkakrotnie została polakierowana lakierem Flugger półpołysk. Jest to lakier wyjątkowo wydajny, gęsty, o mlecznej konsystencji. Bardzo długie stanie na półce nie powoduje rozwarstwiania. Gorąco polecam nie tylko lakier, ale i inne produkty tej firmy. 

A poniższe zdjęcie zrobiła Wiki - na dowód tego paluszek po lewej :)





Usprawiedliwianie czyli Kolorowe Jarmarki :)

Nie myślcie sobie, że tak długo rozgryzałam sposób funkcjonowania bloga. Jednakże to fakt, że kilka wielkich "chwil" spędziłam na chociażby tymczasowym jego upiększeniu i nadaniu mu odrobiny mojej osobowości i szczypty wesołości.

Mam 29 lat, cudowną dziewięcioletnią córeczkę i obecnie jestem Panią Sekretarką w szkole :)
I właśnie to, że trafiłam do tej Szkoły i to, że poznałam tam wspaniałą kobietę - pseudonim "Boża Krówka" (jeszcze musi go autoryzować) sprawiło, że delikatnie uwierzyłam w siebie i w to, że moje decupażowe (pozwólcie na używanie totalnie spolszczonej formy) prace mogą się podobać komuś poza mną.
A dekupażuje :) od prawie czterech lat. Ale dopiero niedawno dotarło do mnie jak wiele o tym temacie jeszcze nie wiem. Będę się więc starała być coraz lepsza.

Wracając do sedna sprawy - minione trzy tygodnie były prawdziwie męczące i porywające.

W sobotę, 23 sierpnia, na Jarmarku Tkaczy Śląskich w Chełmsku Śląskim po raz pierwszy pokazałam swoje prace. Stoisko moje i Bożej Krówki - nie chwaląc się - było - moim skromnym zdaniem - najpiękniejsze ze wszystkich :) Jak widać skromność nie jest moją mocną stroną. A stoisko sami oceńcie.




Ale jak rękodzieło, to rękodzieło. W naszej drużynie znalazły się również piękne kalafiorowe
bombki i biżuteria Agnieszki oraz karteczki Kasi.




A zatem pierwszy z tych trzech ciężkich tygodni spędziłam na pracy i całonocnym przygotowywaniu czegokolwiek na Jarmark. Wiem już co czuje artysta, który wpada w trans. Nie czułam zmęczenia i kładłam się nad ranem tylko dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, że mam jakieś dwie godziny, żeby się wyspać. 
Po sukcesie sobotnim troszkę się rozkręciłam i poczułam wreszcie to niesamowite uczucie: podniecenie wywołane powodzeniem, podobaniem i zachwytem innych ludzi. I w poniedziałek zdecydowałyśmy w tym samym składzie o podbiciu kolejnej imprezy. Tym razem Czarnoborskich Dożynek. I znowu tydzień minął jak wcześniej opisany :)




A na zakończenie, usprawiedliwiając ten trzeci, właśnie miniony tydzień, czy wystarczy jeśli napiszę, że rozpoczął się rok szkolny (co oznacza udrękę nie tylko dla dzieci, ale też koniec lenistwa dla rodziców)? Zaczęło się jeżdżenie na lekcje skrzypiec, odrabianie lekcji i sobotnie zbiórki Zuchów. Hmmmm.... Nie wystarczy ? A jeśli przyznam się, że we wtorek wieczorem razem z córką wiernie kibicowałyśmy w Hali Stulecia polskiej drużynie w meczu z Australią? Na dowód tego musiałabym zaprezentować moje zdarte gardło :) Atmosfera na takim meczu jest jednak niesamowita. Nawet fakt, że siedziałyśmy w ostatnim rzędzie absolutnie nie odejmował nam nic z całości, bo krzyki mojej córki "Polska górą, Australia kanałami" zrobiły swoje i 3:0 było wspaniałym zwieńczeniem niezapomnianej imprezy.




I tym sposobem dopiero dzisiaj mogę spokojnie zatracić się w ramionach mojego wymarzonego i wyczekiwanego bloga.
Jeśli zacznę nudzić, to poprostu mnie upominajcie :)