niedziela, 7 września 2014

Usprawiedliwianie czyli Kolorowe Jarmarki :)

Nie myślcie sobie, że tak długo rozgryzałam sposób funkcjonowania bloga. Jednakże to fakt, że kilka wielkich "chwil" spędziłam na chociażby tymczasowym jego upiększeniu i nadaniu mu odrobiny mojej osobowości i szczypty wesołości.

Mam 29 lat, cudowną dziewięcioletnią córeczkę i obecnie jestem Panią Sekretarką w szkole :)
I właśnie to, że trafiłam do tej Szkoły i to, że poznałam tam wspaniałą kobietę - pseudonim "Boża Krówka" (jeszcze musi go autoryzować) sprawiło, że delikatnie uwierzyłam w siebie i w to, że moje decupażowe (pozwólcie na używanie totalnie spolszczonej formy) prace mogą się podobać komuś poza mną.
A dekupażuje :) od prawie czterech lat. Ale dopiero niedawno dotarło do mnie jak wiele o tym temacie jeszcze nie wiem. Będę się więc starała być coraz lepsza.

Wracając do sedna sprawy - minione trzy tygodnie były prawdziwie męczące i porywające.

W sobotę, 23 sierpnia, na Jarmarku Tkaczy Śląskich w Chełmsku Śląskim po raz pierwszy pokazałam swoje prace. Stoisko moje i Bożej Krówki - nie chwaląc się - było - moim skromnym zdaniem - najpiękniejsze ze wszystkich :) Jak widać skromność nie jest moją mocną stroną. A stoisko sami oceńcie.




Ale jak rękodzieło, to rękodzieło. W naszej drużynie znalazły się również piękne kalafiorowe
bombki i biżuteria Agnieszki oraz karteczki Kasi.




A zatem pierwszy z tych trzech ciężkich tygodni spędziłam na pracy i całonocnym przygotowywaniu czegokolwiek na Jarmark. Wiem już co czuje artysta, który wpada w trans. Nie czułam zmęczenia i kładłam się nad ranem tylko dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, że mam jakieś dwie godziny, żeby się wyspać. 
Po sukcesie sobotnim troszkę się rozkręciłam i poczułam wreszcie to niesamowite uczucie: podniecenie wywołane powodzeniem, podobaniem i zachwytem innych ludzi. I w poniedziałek zdecydowałyśmy w tym samym składzie o podbiciu kolejnej imprezy. Tym razem Czarnoborskich Dożynek. I znowu tydzień minął jak wcześniej opisany :)




A na zakończenie, usprawiedliwiając ten trzeci, właśnie miniony tydzień, czy wystarczy jeśli napiszę, że rozpoczął się rok szkolny (co oznacza udrękę nie tylko dla dzieci, ale też koniec lenistwa dla rodziców)? Zaczęło się jeżdżenie na lekcje skrzypiec, odrabianie lekcji i sobotnie zbiórki Zuchów. Hmmmm.... Nie wystarczy ? A jeśli przyznam się, że we wtorek wieczorem razem z córką wiernie kibicowałyśmy w Hali Stulecia polskiej drużynie w meczu z Australią? Na dowód tego musiałabym zaprezentować moje zdarte gardło :) Atmosfera na takim meczu jest jednak niesamowita. Nawet fakt, że siedziałyśmy w ostatnim rzędzie absolutnie nie odejmował nam nic z całości, bo krzyki mojej córki "Polska górą, Australia kanałami" zrobiły swoje i 3:0 było wspaniałym zwieńczeniem niezapomnianej imprezy.




I tym sposobem dopiero dzisiaj mogę spokojnie zatracić się w ramionach mojego wymarzonego i wyczekiwanego bloga.
Jeśli zacznę nudzić, to poprostu mnie upominajcie :) 




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz